piątek, 18 listopada 2016

Zawieszam?

Cześć.
Ostatnio w ogóle nie mam weny i czasu na te fanfiction. Jedna notka pisze się od października? Jak nie wcześniej. Obecnie nawet nie mam czasu na życie prywatne, a co dopiero na wattpada i na bloggera.
Studiuję pielęgniarstwo,  co za tym idzie mam zawalony cały tydzień. Zdarza mi się (jak dzisiaj) wracać do domu w nocy, bo po prostu od rana do wieczora mam zajęcia. Plus jeszcze dochodzą mi egzaminy jak i również prace bez udziału nauczyciela, czyli tak zwane ZBUNY (Zadanie Bez Udziału Nauczyciela.)  Myślałam, że będę mogła na spokojnie pogodzić pisanie ze studiami. Jednak myliłam się.
Czy zawieszam?  Sama nie wiem. Kiedy będę miała czas to wrzucę notkę, ale kiedy to będzie? Nie wiem. Mam nadzieję, że się za to nie obrazicie. Musicie cierpliwie czekać.
Pozdrawiam. Ważka :) 

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

One More Chance 5 part 1

Mała. Wstajemy. — poczułam, jak Michael zaczyna całować moje plecy.
Wydałam z siebie pomruk niezadowolenia i odwróciłam się w stronę męża.
— Michael... Jeszcze chcę pospać.
— Nie ma mowy. Wstawaj i to już!
— Spaadaj. Daj się człowiekowi wyspać. — zamknęłam oczy. Po chwili poczułam, jak Michael całuje mnie w szyję. — Stop. Przestań.
— Nie. — zaczął mnie gryźć.
— Michael noooo...
— Co? — jego twarz pojawiła się nad moją. — Dobrze wiem,że to ci się podoba. — wymruczał.    
— O nie. — odsunęłam jego twarz od swojej i usiadłam na łóżku i zaczęłam się rozglądać po pokoju. Wyglądał, jakby przeszło przez niego istne tornado. Ciuchy leżały na podłodze, wszędzie było pełno pierza.
Co myśmy tutaj wyprawiali... O cholera... Ile będzie sprzątania...
— Ale tu bałagan...
— hmm... ciekawe kto to posprząta... — Napewno nie ja! Michael Jackson gosposia... W sumie to czemu nie?  On by sprzątał, a ja bym odpoczywała...
— Ty, bo ja jadę po dziecko i resztę twoich rzeczy. — mówiąc to wstał i zaczął się ubierać.
No niee...
— Ale ja nie powiedziałam, że wracam do ciebie.
— Ty jeszcze nie wiesz, że wracasz. — zaczął chodzić po pokoju.
— Ech...jednak jeszcze sobie pośpię. — mruknęłam i ponownie się położyłam.

~*~


Godzinę później obudził mnie dziecięcy pisk. Otworzyłam oczy, usiadłam na łóżku przykrywając się pościelą.
— Nie  krzycz, bo obudzisz mamusię.
— Dzie mama?
— Śpi. Ej. Ej! Nie biegaj,  bo się wywalisz! — usłyszałam głośny tupot — Mała no... Chodź tutaj!
— Mamamamamama!
— Nie wolno! — Charlie najwyraźniej stała już pod drzwiami pokoju. Ktoś otworzył drzwi i mała z impetem, omal się nie przywracając, wpadła do pomieszczenia.
— Widać, że to twoje dziecko Michael... Idealny odlew zrobiłeś, wiesz?  Nie dosyć, że z buźki podobna do ciebie, to jeszcze ma twój charakterek. — mówiąc to, wzięłam córeczkę na kolana. Dziewczynka miała na sobie kolorową, grubą sukieneczkę z długimi rękawkami. Włoski miała zebrane w kitkę.
— Całą drogę wołała: mama mama! — mruknął siadając po drugiej stronie łóżka.
— Bo ona jest córeczką mamusi, nie? — Charlie przytaknęła. — Pewnie głodna jesteś. Powiedz tacie, żeby ci coś zrobił.
— Tata jeść.
— Już się robi. Chodź. Pójdziesz ze mną, a mamusia się w tym czasie ubierze. — wziął ode mnie małą i wyszedł. Wyszłam z łóżka i zaczęłam się powoli ubierać. Założyłam zwykły, gruby, biały sweter i długie, jeansowe spodnie.
Po kilku minutach weszłam do kuchni. Charlie siedziała na blacie, tuż przy lodówce, a Michael kursował od lodówki do kuchenki.
— Co robisz na śniadanie?
— Płatki na mleku... — mówiąc to wyjął z lodówki karton soku pomarańczowego.
— Pilnuj, żeby ci nie wykipiało. — podeszłam do córeczki. Usłyszałam znajomy syk.
— O nie. Tylko nie to... — pobiegł do kuchenki i wyłączył garnek.
— Mówiłam pilnuj... — wzięłam dziecko na ręce i usiadłam z nią przy stole.
— Nie wkurzaj mnie! — powiedział, rozkładając talerze, sztućce i nasypując płatki.
— No. Udało się. A teraz życzę wam smacznego. — usiadł obok mnie.
— Wiesz... Chciałabym zacząć pracować. — rzekłam, kiedy pierwsza łyżka śniadania wylądowała w ustach mojego dziecka.
To prawda. Chciałabym rozpocząć pracę, zacząć zarabiać własne pieniądze, nie brać od męża.
— Co. Nie ma mowy. To ja tutaj jestem od zarabiania pieniędzy. Nie zgadzam się. Nie będziesz pracować.
— Ale ja ciebie nie pytam o zgodę. — uśmiechnęłam się. — Ja tylko stwierdzam fakt.
— A ja oczywiście nie mam nic do powiedzenia, tak?
— Wiedziałam, że się nie zgodzisz...
— Moja żona nie będzie pracować...
— Lepiej nie kończ tego zdania. Ja ci dobrze radzę. Dwa dni temu widziałam przyklejoną kartkę na szybie pewnego baru. Ktoś szukał kelnerki. Rozmawiałam z szefem i dopiero od jutra mogę zaczynać.
— Nie...
— Zamknij się. — jak powiedziałam, tak zrobił. Nie odzywał się do mnie do końca posiłku.
*****
— Nie będziesz pracować. — mruknąłem myjąc talerze.
— Mylisz się. — powiedziała kobieta jednocześnie ścierając stół.
— Jak to będzie wyglądać? Żona Michaela Jacksona pracuje, bo mąż jej nie daje pieniędzy!
— Nie dramatyzuj. Dobrze wiesz, że chcę mieć własne pieniądze.
— Ale co ludzie powiedzą?
— Od kiedy ciebie interesuje to, co inni powiedzą?  Myślałam, że masz w dupie to, co piszą o tobie...
— Bo mam. — przyznałem.
— Jak widać nie masz, skoro bardziej ciebie interesują słowa innych, niż dobro własnej żony!
— Dobra. Nie unoś się tak. Chciałem tylko wyrazić swoje zdanie — włożyłem naczynia do suszarki.
— Wyrazić swoje zdanie? Wyglądało to tak, jakbyś próbował mi wmówić, żebym zrezygnowała.
— Mała no... Proszę cię. Pomyśl jeszcze nad tym. Masz przecież pieniądze... — stanąłem za nią.
— Nie Michael. Ja już podjęłam decyzję — odwróciła się w moją stronę. — Dobrze wiesz, że jej nie zmienię.




*****
Witam. Dawno mnie nie było... W sumie to nie wiem, co napisać. Ostatnio wiele się zmieniło w moim życiu, ale...co ja Wam będę się zwierzać. :) Dzisiaj mamy radosny dzień! Sto lat Michael!
Każdy wstawia zdjęcie Michaela z torem, a ja będę orginalna i wrzucę zdjęcie samego Michasia! :)

sobota, 9 lipca 2016

One More Chance 4

- On jest pijany.
- Ja pierdole. Znowu?! - krzyknęłam do słuchawki. Dzwonił do mnie jeden z ochroniarzy Michaela.
- Tak, a za godzinę ma spotkanie z adwokatem.
- Boże. Co ten człowiek ze sobą zrobił. - mruknęłam.
- On potrzebuje ciebie.
- Jedyne, czego potrzebuje, to porządnego kopa w jaja. Może wtedy by się otrząsnął.
- Przyjedź.
- Nie da rady przełożyć tego spotkania na inny termin?
- Jedynie na późniejszą godzinę. Tom jest zajęty. Dzwoniłem. Następny wolny termin ma dopiero w przyszłym tygodniu. Jest szesnasta. Na siedemnastą adwokat ma przyjechać do Nibylandii.
- Przełóżcie chociaż o godzinę. Ja tam za chwilę będę. - rozłączyłam się. Położyłam telefon na biurku i zaczęłam się przebierać. Po chwili miałam na sobie luźną bluzkę i szary dres. Na to jeszcze włożyłam czarną kurtkę.
Co ten człowiek odwala? Nigdy nie pił, nie brał leków... Co do cholery się z nim stało? Jeśli się okaże, że alkoholem popijał leki, to go normalnie uduszę.
- Mamo!
- Tak? - usłyszałam głos rodzicielki.
- Zajmiesz się małą? Ja muszę pojechać do Michaela.
- A coś się stało?
- Debil się napił, a zaraz ma bardzo ważne spotkanie.
- Kiedy wrócisz?
- Nie wiem mamo - powiedziałam, ucałowałam swoje dziecko i wyszłam z domu.
Pół godziny później stałam już przed drzwiami Nibylandii. Cały dom był oświetlony. Zaczęłam pukać. Po minucie Miko otworzył drzwi.
- Gdzie on jest? - mruknęłam.
- Śpi. - powiedział i wpuścił mnie.
- Udało się przenieść spotkanie na późniejszą godzinę? Adwokat ma tutaj przyjechać? - zdjęłam kurtkę i podałam ją mężczyznie.
- Tak.
- Idź do kuchni, zrób mocną kawę i coś do jedzenia. Ja go zaraz obudzę. - stanęłam przed naszą sypialnią. Powoli, cicho uchyliłam drzwi. Do moich nozdrzy dotarł zapach alkoholu. Mimowolnie zakryłam twarz. Wchodząc do pokoju zauważyłam walające się po podłodze sterty gazet. Przy szafce leżało parę butelek po wódce.
Wzięłam pierwszą lepszą gazetę i zaczęłam czytać. Na pierwszej stronie było zdjęcie Michaela i podpis- Jackson pedofil. W tej chwili zrozumiałam go. To go bolało. Brał leki, żeby zapomnieć. W tej chwili byłam w stanie mu wybaczyć to, co mi zrobił.
Spojrzałam na swojego męża. Spał odwrócony do mnie tyłem. Podeszłam do niego.
- Michael... - szturchnęłam go lekko. Nic. - Mickey...wstawaj... - ściągnęłam z niego kołdrę, ale Michael tylko się obrócił na plecy.
Hmm... Jak by go obudzić? Kubeł zimnej wody! Dobre.
No cóż... Nigdy tego nie robiłam. Przepraszam Michael.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Tak, jak pomyślałam, tak zrobiłam.
- Co tu się kurwa... - momentalnie usiadł.
- No wreszcie królewicz raczył się obudzić.
- Niedobrze mi... - szybko podsunęłam mu wiaderko pod brodę. Zaczął wymiotować.
- Ja naprawdę przepraszam... - powiedział.
- Później o tym porozmawiamy. Teraz trzeba ciebie ogarnąć. - zaczęłam zbierać wycinki. Na wszystkich był Michael.
- Pedofil. - usłyszałam.
- Co?
- Powinienem umrzeć. Nie zrobiłem tego, ale dla wielu ludzi już jestem stracony. - mruknął.
- O nie. Nie poddasz się. Nie pozwolę na to!
- Ja już nie mam siły... - odłożył wiaderko i ponownie się położył.
- Jesteś niewinny?
- Tak.
- To nie pierdol, że nie masz siły. - podeszłam do parapetu i otworzyłam wszystkie okna. - Wstawaj. Za chwilę będzie tutaj adwokat.
- Zapomniałem... - posłusznie podniósł się z łóżka.
- Dojdziesz sam do łazienki, czy mam Ci pomóc?
- Nie. Dam sobie radę. - wziął wiaderko i wyszedł z pokoju. Ja tymczasem wyrzuciłam gazety, butelki i usiadłam na łóżku.
Wreszcie te pomieszczenie normalnie wygląda. Jak oni mogą go tak oczerniać? No jak? Jest niewinny...
- Już?
- Tak. Jak wyglądam? - był w samym szlafroku.
- Okropnie. Zresztą...jak zwykle.
- Wiesz co? Wielkie dzięki. - usiadł obok mnie. - Ja nie wiem... Jak tak można? - schował twarz w dłoniach. Wiedziałam co czuł. - Piszą, że jestem śmieciem, potworem, że nie powinienem żyć. Robią wszystko, byleby mnie zniszczyć. Co ja im takiego zrobiłem?
- Wszystko będzie dobrze. Wygrasz to. - do moich uszu dobiegło łomotanie. Po chwili zza drzwi wyłoniła się głowa ochroniarza.
- Lada moment adwokat przyjedzie, a jedzenie i kawę położyłem w salonie.
- Dobrze. Zaraz wyjdziemy.
-Ale ja nie jestem głodny. - mój mąż zaprotestował.
- Musisz coś zjeść.
- Nic nie muszę.
- Zjesz. - zaczęłam się z nim kłócić.
- Nie.
- Tak.
- Nie. - uśmiechnął się. I o to mi chodziło.
- I tak zjesz. - wyszczerzyłam ząbki w szczerym uśmiechu.

Wstałam i wyjęłam z szafy czerwoną koszulę i czarne spodnie. Rzuciłam te rzeczy Michaelowi i wyszłam, żeby mógł się w spokoju ubrać. Udałam się w stronę salonu. Wszystko było idealnie przygotowane. Pozostało tylko czekać na przyjazd adwokata.

****
Walka.
Chcę walczyć. Muszę wygrać. Dla rodziny. Dla fanów. Dla wszystkich.
M

uszę coś z tym zrobić. Będzie trudno, ale muszę odzyskać rodzinę...

- Zostań dzisiaj ze mną. - powiedziałem stając obok swojej żony.
- A mam jakieś inne wyjście? - zapytała. Staliśmy w wejściu do domu. Zbliżała się godzina dwudziesta. Na dworze było już ciemno, zimno, a na dodatek zaczął padać obfity deszcz. - Muszę tylko zadzwonić do mamy, żeby zajęła się dzieckiem. - westchnęła delikatnie opierając głowę na moim ramieniu.
- Wybaczysz mi? Ja...ja się zmienię. - objąłem ją ramieniem. Odpowiedziała mi cisza. - Mała? - zero odzewu. Chyba zasnęła... Spojrzałem się na nią. Miała przymknięte powieki. Podniosłem kobietę. Momentalnie obiema dłońmi objęła moją szyję.

*
Usłyszałem krzyk. Powoli otworzyłem oczy. Pokój był oświetlony przez małą lampkę nocną.
- O Boże... - moja żona płakała. Siedziała skulona na łóżku.
- Co się stało? - zapytałem przysuwając się do Kate.
- Nic.
- Koszmar?
- Tak. Śniło mi się,  że oni mnie znowu znaleźli...i...
-Spokojnie. To tylko sen. - zacząłem gładzić ją po plecach. - Nic ci nie mogą zrobić, bo mają sądowy zakaz zbliżania się do ciebie. - pocałowałem ją w czoło. Moja żona przytuliła się do mnie.
- Em... Kicia? - mruknąłem, kiedy poczułem jej dłoń pod swoją koszulą.
-Mhm...Co?- jej dłoń powoli kierowała się ku dołowi.
-Co Ty robisz?- odkleiła się ode mnie.
-Wiem, że tego chcesz..- usiadła na moich kolanach, przełknąłem głośno ślinę.
-Tak bardzo za Tobą tęskniłam..- wymruczała składając pojedyncze pocałunki na mojej szyi, przymknąłem oczy odchylając lekko głowę w tył z rozkoszy. Tak bardzo brakowało mi tego brakowało...Dotknąłem jej rozgrzanego policzka i musnąłem delikatnie jej wydatne usta. Nasz pocałunek z każdą sekundą stawał się coraz bardziej namiętny. Językiem pieściłem jej podniebienie, a ręce zsunąłem z pleców na pośladki słysząc w nagrodę jej ciche mruczenie. Oderwała się niechętnie ode mnie, ale tylko po to by zająć się pozbawieniem mnie koszuli, rozpinając guziki za każdym razem całowała mnie czule w usta. Po chwili flanelowy materiał leżał na podłodze tak samo jak  jej koszula nocna. Podniecenie w moich spodniach urosło jeszcze bardziej gdy Kate zaczęła szurać paznokciami po skórze na moich podbrzuszu, czułem że zaraz nie wytrzymam i dosłownie rzucę się na nią, ale po chwili postanowiłem się jednak nie spieszyć. Chciałem delektować się wspólną chwilą, chciałem żeby ta noc była wyjątkowa. Zwinnie przewróciłem ukochaną na plecy. Wpiłem się nieco nachalnie w jej usta na co przyciągnęła mnie jeszcze bliżej siebie zaplatając ręce na moim karku. Ustami schodziłem coraz to niżej, dotykałem i pieściłem każdy milimetr jej wijącego się z rozkoszy pode mną ciała. Była cała rozpalona, jej skóra aż parzyła. Słyszałem jak jej oddech coraz bardziej przyspiesza, jak zaczyna cichutko dyszeć, co było jak miód na moje uszy. Serce w mojej piersi też przyspieszyło swój rytm, jakby chciało wyskoczyć. Dawno się tak nie czułem, przy żadnej kobiecie się tak nie czułem. Za każdym razem gdy ją dotykałem czułem ten prąd przechodzący przez jej ciało. Atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca, cięższa, trudna wręcz do zniesienia. Kate zaczęła szeptać mi do ucha różne rzeczy, prośby jak i fantazje. Mruczała zniecierpliwiona co spowodowało uśmiech na mojej twarzy.
-Mmm...Michael błagam...- pociągnęła mnie za włosy chcąc tym bym zaprzestał tortur na jej ciele, ale ja nie mogłem się powstrzymać. Było tak kuszące, tak pociągające, słodkie, idealne...Nie mogłem się mu oprzeć. Widząc, że nie mam zamiaru się z niczym spieszyć zsunęła spodnie z moich bioder. Przyciągnęła mnie mocno za pośladki i w tym momencie złączyłem nasze ciała w jedność. To było cudowne uczucie czuć ją znowu, słyszeć westchnienia, czuć ciepły oddech na twarzy. To uczucie na które czekałem naprawdę długo. Czułem jak wszystko rozsadza mnie od środka, jakbym miał zaraz eksplodować. Tylko ona potrafiła wywołać u mnie taki stan. Starałem się być czuły i delikatny mimo wszystko, szanowałem ją, była moją żoną, a nie panienką na jedną noc.
-Och Kate...- zdołałem tylko wymruczeć wprost do jej ucha, czułem jak momentalnie zadrżała na dźwięk mojego głosu. Czułem się jak w tańcu, ta sama adrenalina, te same emocje, te same uczucia całkowitego spełnienia. I ten błogi stan który ogarniał mnie na koniec tak jak i tutaj. Upadłem delikatnie na jej klatkę piersiową, która bardzo szybko opadała i podnosiła się. Byłem zmęczony, ale spełniony. Zacząłem całować jej wilgotną skórę na piersiach by po chwili dojść do nabrzmiałych i lekko sinych ust, które aż prosiły się o pocałunek co też zrobiłem.
-Kocham cię.- wyznała odrywając się ode mnie. Oparłem czoło o jej i spojrzałem głęboko w jej ciepło czekoladowe oczy, które były przepełnione miłością. Uśmiechnąłem się delikatnie dotykając kciukiem jej dolną wargę.
-Ja ciebie bardziej.

****

Baaasiuu jeszcze raz Ci dziękuję :**

Anomimki... Ukażcie się. Ja nie gryzę.  :)

poniedziałek, 6 czerwca 2016

One More Chance 3

- Możemy poro...
- Nie!
- Proszę...
- Powiedziałam nie! - zamknęłam drzwi.  Dzień w dzień to samo. Kwiaty,  przylepiony uśmiech i przeprosiny. Miałam już tego dosyć...
- Kto to był? - usłyszałam głos swojej matki. Odwróciłam się.
- Wiesz kto. - mruknęłam i poszłam do kuchni. Pomieszczenie było małe, ale przestronne.  Dwa duże okna i białe szafki. Podłoga była wyłożona czarnymi płytkami, a tuż obok drzwi stał duży, czarny stół z białymi krzesłami.
- Odpuść mu. Widzisz jak się stara.
- Tak samo jak mój ojciec. Pamiętasz? Było tak samo. Bił,  następnego dnia przepraszał, a potem znowu się denerwował. Ja nie chcę tak żyć.
- Michael jest inny. - matka usiadła przy stole, natomiast ja podeszłam do okna. Widok z niego był przepiękny- panorama miasta. Ludzie, niczym mrówki poruszali się po ulicach. - Skąd w tobie taka zmiana? Przecież go nie lubisz. Nie wiesz,  czy nadal bierze leki, czy przestał. - mruknęłam wpatrując się w zachód słońca.
- Ale mam oczy. Z nałogu nie jest łatwo wyjść. Sam sobie nie poradzi. Widzę jak się stara. Codziennie sterczy pod drzwiami,  a Ty mu dajesz kosza.
- Masz mnie i małej już dosyć, prawda? - uśmiechnęłam się. - Za długo tutaj siedzimy?
- Zdecydowanie. - powiedziała. Obie zaczęłyśmy się śmiać, co trochę rozluźniło atmosferę. - Dwa tygodnie to za dużo.
- Zawsze byłaś na nie. - odwróciłam się,  opierając dłonie na blacie. - Nie lubiłaś go, a teraz co? Nagła zmiana?
- Nadal go nie lubię. - uśmiechnęła się. - Jest dla ciebie za stary, ale zmienił się. To widać.
- Nie mamo. Nie wybaczę mu tego, dopóki on na serio się nie zmieni. Myśli, że jedno przepraszam wszystko naprawi. Kocham go, ale przesadził. Przecież on chciał mnie uderzyć.
- Ale nie zrobił tego.
- Bo w domu był jego brat. Gdyby nie jego obecność,  to jestem pewna,  że Michael by dał mi w twarz. Jest taki sam, jak mój ojciec. - wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu stała mała ubrana w fioletowe piżamki. W dłoniach trzymała różową zabawkę. - Dziecko. Czemu nie śpisz? - mruknęłam.
- Dzie jest tatuś? - przytuliła się do swojego misia.
- Tatuś jest u siebie w domu. - chciałam wziąć Charlie na ręce, ale dziecko zaczęło mi się wyrywać.
- Ja chcę do taty!
- Posłuchaj kochanie. - przykucnęłam. - Tatuś teraz musi odpocząć. - dziwnie się czułam kłamiąc.
- Kiedy przyjedzie?
- Nie wiem. - pocałowałam ją w główkę. - Chodź. Teraz pójdziemy spać. - złapałam córeczkę za rękę.

*

Usłyszałam dziwny huk. Ktoś dobijał się do drzwi. Powoli zwlekłam się z łóżka i założyłam różowy szlafrok. Zapaliłam lampkę i spojrzałam się na zegarek. Była trzecia w nocy. Słyszałam, jak moje dziecko niespokojnie wierciło się w łóżeczku. Powoli, nie chcąc obudzić Charlie wyszłam z pokoju. Wyszłam na korytarz. Uporczywe pukanie dochodziło zza drzwi wejściowych. Otworzyłam je. Moim oczom ukazał się Michael. Był pijany.
- O! No wreszcie. - próbował przejść przez próg, jednak nadmiar alkoholu sprawił,  że mój mąż nie zauważył wzniesienia i runął jak długi na podłogę.
- Wstawaj! - pomogłam mu stanąć na nogi.
- Muszę...do...łazienki... - wyjęczał. Zaprowadziłam go tam. Był tak pijany, że nie mógł sobie poradzić z rozporkiem od spodni. Minęło sporo czasu,  kiedy Michaelowi wreszcie udało się załatwić.  - Ile wypiłeś? - zapytałam, kiedy wyszedł. - Troszkę. - wymamrotał.
" No cóż... Nie puszczę Ciebie w takim stanie... "
Zaprowadziłam go do mojego pokoju. Był on stosunkowo mały. Moje łóżko,  łóżeczko małej, kojec,  szafa i biurko z komputerem.
- Rozbieraj się - usiadłam na łóżku. Mój mąż ledwo trzymając się na nogach, próbował zdjąć z siebie koszulę. Miałam z niego niezły ubaw. Dobre dziesięć minut zajęło mu odpinanie dwóch guzików.
- Pomóż. - podszedł do mnie i nachylił się.  Chyba miał zamiar mnie pocałować.  Jednak ja odwróciłam głowę,  co spowodowało, że Michael znowu stracił równowagę i padł na łóżko. Po chwili usłyszałam głośne chrapanie. Obróciłam mężczyznę na plecy i zaczęłam zdejmować z niego garderobę. Pod jasnoniebieską koszulą miał białą podkoszulkę. Dłońmi delikatnie dotykałam jego ramiona i tors. Moje palce zjechały w dół, napotykając pasek od spodni. Przygryzłam dolną wargę.
Michael wkurzył mnie, to fakt,  ale widząc jego ciało chciałam mu przebaczyć.
Nie. Nie możesz tego zrobić. Musi mieć nauczkę.
Racja. Kara musi być.
Zajrzałam do łóżeczka. Mała słodko spała. Zajęłam się zdejmowaniem spodni, kiedy to z jednej kieszeni wypadł pojemniczek. Spadł na podłogę i potoczył się pod same drzwi.
- Demerol. - przeczytałam etykietę jednocześnie podnosząc rzecz. Ta nazwa była dla mnie nowa. Podeszłam do komputera. Demerol... Demerol... - Lek przeciwbólowy, o działaniu narkotycznym. Nadużywanie tego leku może prowadzić do uzależnienia. - przeczytałam po cichu. W tym momencie zrozumiałam, że Michael ma problem. I to bardzo duży.
Ale czy takie uzależnienie może prowadzić do tego, abym była przez Michaela bita? Raczej nie.
Wyłączyłam urządzenie, zgasiłam lampkę i położyłam się obok męża.

*****

Moja głowa. Umieram. Pomocy. Tępy ból rozsadzał moją czaszkę od środka. Nienawidzę tego... Boli... Kurwa jak boli...
Usłyszałem ciche szuranie. Otworzyłem lekko oczy. Nie byłem u siebie. Musiałem przyjść do Kate, a raczej do jej matki. Podniosłem lekko głowę. Pościel była czysta. Odetchnąłem z ulgą.
- Tatuś? - poczułem jak ktoś wdrapywał się na łóżko.
- Tak mała? - posadziłem ją na swoim brzuchu.
- Wróciłeś do nas? - jak na prawie trzylatkę była niezłą gadułą. Kochana...
- Jak mamusia będzie chciała. - kąciki ust Charlie podniosły się w górę tworząc przepiękny uśmiech. - Idź po nią. - powiedziałem zestawiając dziecko na podłogę. Mała natychmiast pobiegła do drzwi, a ja mogłem jeszcze przez chwilę wygodnie leniuchować.
- O. Wstałeś. Ubierz się, posprzątaj łazienkę i możesz wracać do siebie. - wydawała się być zadowolona.
- Głowa mnie boli... - spojrzała się na mnie i wyszła z pomieszczenia. Po minucie wróciła trzymajac w dłoniach szklankę wody i tabletkę.
- Masz.
- Proszę. Porozmawiajmy... - jęknąłem biorąc tabletkę.
- Nie mamy o czym. - stanęła do mnie tyłem. Mogłem dokładniej przyjrzeć się jej strojowi. Miała na sobie pomarańczową bluzkę odsłaniającą płaski brzuszek, a tak chciałem,  żeby nie chudła... Przekręciłem się lekko. Szmatka była obcisła. Zdecydowanie za obcisła. Na tyłku miała krótką, czarną mini.  - Kochanie...
- Nie mów tak do mnie. - podeszła do szafy, a ja głośno przełknąłem ślinę. Kate była idealna. Ten strój i makijaż doprowadzały mnie do szału. Gdyby nie to, że nie jesteśmy sami, to bym się na nią rzucił... O nie... Odwróciła się w moją stronę. Jej biust... Marzenie. W tej chwili poczułem,  że moje majtki robią się coraz ciaśniejsze. Przewróciłem się na bok, nadal wpat się w kobietę.
Musiała zauważyć mój maślany wzrok, ponieważ schyliła się tak, że jej piersi były na wysokości mojej głowy. Chciałem ich dotknąć. Już wyciągnąłem dłoń,  ale Kate się wyprostowała.
- Ja wiem, że zrobiłem źle... - starałem się,  aby mój głos brzmiał w miarę normalnie. - zmieniłem się. Obiecałem sobie,  że już nigdy nie wezmę tego świństwa.
- Taak? A to, to co to jest? - rzuciła na pościel pudełko. Ech. No tak. Zapomniałem o tym.
- Ja już nie biorę. Jestem czysty. Uwierz mi. Te tabletki miałem wywalić. Jeszcze raz powtórzę: nie biorę.
- A ja ci nie wierzę. Nie po tym wszystkim...
- Przecież wiesz, że bym nigdy w życiu ciebie nie uderzył...
- Jednak chciałeś to zrobić.
- Ale nie zrobiłem.
- Bo był obok nas twój brat.
- Zaufaj mi.
- Nie potrafię... 

sobota, 14 maja 2016

One More Chance 2

Już od dwóch godzin byłam w Nibylandii. Zdążyłam się przywitać z domownikami i rozpakować swoje rzeczy.
Biedny Michael od razu udał się do sypialni. Widziałam, że był bardzo zmęczony.
- Gdzie jest Michael?! Muszę z Nim porozmawiać! - usłyszałam, jak ktoś mocno wali dłonią w drzwi.
- Śpi! Dopiero teraz przypomniałeś sobie o bracie? Brawo! - wpuściłam brata Michael'a. Jak mu tam było?  Chyba Randy...
- Gdzie śpi?! - widziałam,  że był bardzo zły.
- Po co tu przyjechałeś?
- Po pieniądze. Pożyczyłem mu i chcę,  żeby mi je oddał.
- Serio? - zaczęłam się śmiać. - Michael NIGDY nie pożyczał od Ciebie pieniędzy, bo niby po co,  skoro ma własne? - mężczyzna się zarumienił.  Jednak nie był to rumieniec wstydu,  a wściekłości. Podszedł do mnie,  a ja przestałam się śmiać. Wyrwał z moich dłoni kule i rzucił je w bok.
- Posłuchaj mała suko...
- Randy... Jesteś pijany. odejdź, zanim zrobisz coś głupiego. Dobrze ci radzę. - powiedziałam próbując się od niego oddalić, jednakże nie mając kul nie mogłam nic zrobić.
- Posłuchaj mnie. Albo odda mi kasę...
- Której mu i tak nie dałeś. - wtrąciłam się.
- ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnął.
- NIE! Teraz Ty mnie posłuchaj! Albo opuścisz ten dom i wytrzeźwiejesz, albo zawołam ochronę i oni się tobą zajmą. - zrobiłam krok w tył. Szybko schyliłam się i podniosłam swoje kule. Tymczasem mężczyzna niepewnym krokiem ominął mnie. Poszłam za nim. Zatrzymał się przy drzwiach sypialni. Ponownie zaczął walić dłońmi i krzyczeć.
- Obudzisz go! - próbowałam jakoś powstrzymać Randy'ego, ale nic z tego.  Znowu zostałam zwyzywana od suk.
- Przestań wyzywać moją żonę! - w drzwiach stanął Michael. Jego głos...  Nie poznałam go. Taki gruby...
- Michael... -mruknęłam, ale ten mnie zignorował i wpatrywał się w swojego brata.
- Oddaj mi pieniądze idioto!
- Jakie kurwa pieniądze?  Niczego od Ciebie nie brałem!
Mój Michael i przekleństwa... Dziwne...
Nasze spojrzenia się spotkały. Chciałam do niego podejść, jednak kiedy zrobiłam krok, ten powstrzymał mnie gestem dłoni.
- Brałeś je! Okrągły milion dolarów!
- Jeszcze raz powiem, może dotrze to do twojego chorego łba. Nigdy... nie... tknąłem... twojej...  kasy! Czy to tak trudno zrozumieć?! - z każdym wymawianym słowem mówił coraz głośniej.
- Mickey... Uspokój się... Jest pijany. - zaczęłam delikatnie.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy! - podskoczyłam. Jeszcze nigdy tak na mnie nie krzyknął.
- Ale ja...
- Zamknij się ci powiedziałem! - podszedł do mnie. Uniósł lewą dłoń i zamachnął się. Ja, chcąc uniknąć uderzenia, przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam głowę.
Uderzy mnie,  czy nie?  Zamknęłam oczy. Czekałam chwilę. Nic. Zamiast uderzenia usłyszałam śmiech. Zaczęłam płakać.
-  I czemu ryczysz? Boisz się mnie. - mruknął. - To dobrze.
Z czym tak dobrze? - pomyślałam. - Z tym, że omal mnie nie pobiłeś?
Co mu się stało?  Przez całe nasze małżeństwo jeszcze nigdy się nie zachowywał tak, jak dzisiaj...
Odepchnęłam go lekko i nie myśląc o swojej kontuzji i bólu pobiegłam do pokoju Charlie. Będąc tam zamknęłam drzwi i nadal płacząc osunęłam się na podłogę. Podkuliłam nogi i schowałam twarz w dłoniach.
Nagle usłyszałam, jak moje dziecko wstaje z łóżeczka. Usłyszałam ciche:
- Mamusiu.
- Tak kochanie? - próbowałam powstrzymać płacz. Nie chciałam,  aby moje własne dziecko widziało mnie w takim stanie.
- Ciemu płaczesz? - wzięłam dziewczynkę na kolana.
- Mamusia nie płacze.  Tylko coś mi do oka wpadło. - wytarłam łzy. - Wiesz co?  Jutro pojedziemy do babci!  Pewnie dawno u niej nie nocowałaś, co?
Charlie przytaknęła, natomiast ja się uśmiechnęłam. Mała już była taka duża...i z buzi podobna do Michaela.
- Pojedziemy z tatusiem?
- Tatuś niestety zostanie w domu. Ma baardzo dużo pracy. - musiałam kłamać.
- Tata zawse ma duzo pracy! - wykrzywiła usteczka w podkówkę.
- Kochanie... Tatuś musi pracować. Gdyby tego nie robił,  to nie miałabyś zabawek. Kiedy podrośniesz,  to zrozumiesz. - poczułam,  jak moja córka się do mnie tuli. Wstałam i zaniosłam ją do łóżeczka. Po minucie otworzyłam drzwi.  Na korytarzu nikogo nie było.  Wyszłam z pokoju i dotarłam do sypialni.  Pchnęłam lekko ogromne drzwi. Rozejrzałam się i zauważyłam Michaela w łóżku.  Znowu spał.  Nie chciałam go więcej widzieć. Nie po tym wszystkim.
To koniec.

*****
Otworzyłem oczy. Ręką szukałem Kate. Niestety druga połowa łóżka była zimna. Odwróciłem tam głowę.  Pościel była nietknięta. Wstałem. Moje spojrzenie padło na szafkę nocną.  Na niej,  tuż przy lampie były leki.
- Cholera...  Co ja mogłem narobić? - starałem sobie wszystko przypomnieć, ale w głowie miałem kompletną pustkę. - Ale skoro obudziłem się we własnym łożu,  to nie może być aż tak źle. - powiedziałem i zacząłem się ubierać.
Wychodząc z pomieszczenia poczułem smakowity zapach. Idąc za tym zapachem dotarłem do kuchni. Moja kobieta stała tyłem do mnie, a przodem do okna i przygotowywała śniadanie. Wyglądała cudownie w samym szlafroku. Pewnie pod nim nic nie miała. Kiedy tylko o tym pomyślałem, to przygryzłem dolną wargę.
- Czemu nie spałaś razem ze mną?  - zapytałem, kiedy stanąłem za nią i chciałem ją pocałować.  Wzdrygnęła się.  Zaczęła szybciej oddychać.
- Ej. Co się stało?
Nic.  Cisza. Zero odzewu.
- Kochanie?  Jeśli coś zrobiłem wczoraj nie tak, to mi to po prostu powiedz.
Znowu cisza.
Wreszcie się odwróciła. Wystraszyła się mnie... Widziałem to w jej oczach.  Znowu chciałem ją pocałować,  ale kobieta odwróciła głowę.
- Co zrobiłem?  Ja wziąłem leki i...nic nie pamiętam. - zacząłem się jąkać. - Przepraszam... - byłem przerażony. A co jeśli... E nie. Nie zrobiłbym tego...
- Jeszcze dzisiaj zabieram małą i wyjeżdżam.
- Proszę... Nie... Tylko nie to... Nie zostawiaj mnie samego... - padłem na kolana i dłońmi objąłem jej długie nogi. - Powiedz, co ja zrobiłem?
- Najpierw krzyczałeś na mnie,  potem chciałeś mnie uderzyć, a kiedy tego nie zrobiłeś,  zacząłeś się ze mnie śmiać. - Co?! Ja?! Nie...
- Przepraszam... Słyszysz?  Przepraszam! Ja nie... - zacząłem płakać.  - mała... Nie możesz mi tego zrobić.  Ja nie mam kontroli nad tym... To jest silniejsze. Proszę... Zostań. Nie chcę być sam. Kocham cię...
- Gdybyś mnie faktycznie kochał,  to byś nie chciał mnie uderzyć!



****
Kolejny zapychacz.  Nie bijcie?  XD


środa, 4 maja 2016

One More Chance 1

Siedziałam w samolocie. Obok mnie siedziało dwóch ochroniarzy: Miko i Jack. Wracałam z rehabilitacji. Po wypadku moja noga dosyć często odmawiała posłuszeństwa. Ćwiczenia w Niemczech nieco ją wzmocniły. Mimo to i tak przez jakiś czas będę musiała poruszać się o kulach.
Bardzo się stęskniłam za Michaelem i Charlie... Nie było dnia, żebym o nich nie myślała.
Będąc w Niemczech poznałam wielu wspaniałych ludzi. Nie wiedzieli kim jestem, ponieważ używałam fikcyjnych danych osobowych. Mam nadzieję,  że kiedyś jeszcze spotkam się z moimi przyjaciółmi...
- Ile jeszcze będziemy lecieć? - zapytałam tępo wpatrując się w sufit.  Musiałam szeptać,  ponieważ siedziałam w pasażerskim samolocie.  Żaden z pasażerów, oprócz ochrony, nie mógł wiedzieć, że leci z żoną samego Michaela Jacksona. Również dlatego byłam przebrana za starszą panią. Miałam na sobie luźne ciuchy, przyklejone zmarszczki i siwą perukę. Na nosie miałam duże okulary.  - Ileee jeeszczeee? - zaczęłam lamentować. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Jeden z ochroniarzy odebrał. Po minucie wstał i udał się w stronę łazienki,  która była na samym końcu samolotu.
Kiedy Miko długo nie wracał,  zaczęłam się martwić. Może coś się stało Charlie, lub Michaelowi?
- Proszę pani... - usłyszałam czyjś głos. - Tak? - odwróciłam się.
- Czy wie pani, że Michael Jackson został aresztowany? - głos ten należał do dziewczynki, która siedziała przede mną.
- Co? Mogłabyś powtórzyć?  Wiesz... Jestem stara i mam problem ze słuchem... - powiedziałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie
To musiała być pomyłka. Zresztą... Dziecko nie musiało już powtarzać. W ekranie umieszczonym na oparciu fotela dziewczynki leciały akurat wiadomości. Dziennikarka opowiadała o powodach aresztowania mojego męża.
Oniemiałam. Mój facet... Mój Michael?  Usłyszałam dźwięk wiadomości. Wyjęłam z torebki telefon. No tak... Jak mogłam zapomnieć... Żeby rozmawiać z Michaelem musiałam dostać nowy numer. Moje dane dosłownie z prędkością światła rozeszły się po świecie. Dziennie dostawałam setki wiadomości. Jedni pytali się o Michaela,  inni o dziecko,  a jeszcze inni opisywali swoje marzenia senne z moim Michaelem, co było...obrzydliwe...
Odblokowałam ekran. W tej chwili wrócił Miko.
- Z kim rozmawiałeś? - schowałam urządzenie i badawczym wzrokiem popatrzyłam na mężczyznę. Zarumienił się lekko, ale nic nie odpowiedział.
- Zadałam pytanie...
- Z mamą Michaela. Mówiła,  że oskarżyli go i że siedzi w areszcie.
- To to już wiem... Kiedy wyjdzie?
- Jak ktoś wpłaci kaucję.
- Ile chcą? - Miko spojrzał się na mnie. Od razu wiedziałam,  że cena będzie bardzo wysoka. - Jak już wylądujemy, to wpłacisz pieniądze.

****

- Lewy profil... Prawy profil... Dobrze. Teraz niech pan przejdzie do pokoju przesłuchań. - poczułem,  jak ktoś mało delikatnie popycha mnie.
- Spokojnie...  Sam pójdę. - mruknąłem. - Wreszcie dowiem się o co chodzi?  - zapytałem,  gdy wreszcie dotarłem na wskazane miejsce. Pokój nie był duży i tak jak w poprzednim pomieszczeniu, było ciemno. Jedynym źródłem światła była mała lampka stojąca na stoliczku. Zero okien,  obrazów,  czy czegokolwiek. Tylko stolik,  lampka i dwa krzesła. Siadając na jednym z nich zauważyłem plik kartek.
Policjanci, którzy szli za mną stanęli w drzwiach i zaczęli rozmawiać między sobą.
- Kogo my tutaj mamy? - usłyszałem szyderczy śmiech. Wszedł ktoś nowy. Nic nie odpowiedziałem. Po co miałem się jeszcze bardziej denerwować? - Wiesz dlaczego tutaj się znalazłeś? - Mężczyzna usiadł naprzeciw mnie i zaczął przeglądać kartki. - pan Michael Joseph Jackson.  - zaczął czytać. - Urodzony dnia dwudziestego dziewiątego sierpnia tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego ósmego roku. Mieszkał pan w Gary, w stanie Indiana, a obecnie zamieszkuje pan swoje rancho?
- Tak.
- Jest pan żonaty?
- Tak.
- Ponowię pytanie. Wie pan dlaczego tutaj jesteśmy?
- Nie. Nikt nie raczył mnie o tym poinformować... - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Możecie mnie wreszcie rozkuć?
- Tak.
Po chwili poczułem, że moje dłonie są wolne. Mimowolnie zacząłem masować obolałe miejsca.
- A więc... Został pan oskarżony o molestowanie nieletniego.
- CO?! - osłupiałem. Kto?  Ja? Nie... - To musi być pomyłka... Nie... To nieprawda... Ja nigdy bym nie tknął nikogo wbrew jego woli,  a co dopiero dziecka...
- Gavin Arvizo.  Mówi to coś panu?
Gavin... Gavin... Coś mi świtało.
- Był podobno u pana. - Tak... Teraz sobie wszystko przypomniałem...  Ostatnio jak był u mnie, to dziwnie się zachowywał. Chciał się do mnie przytulać,  spać w jednym łóżku... Jak mógł?
Schowałem twarz w dłoniach i powiedziałem cicho:
- Tak. On był u mnie kilka razy, ale nic mu nie zrobiłem... Jeszcze raz powtórzę: nigdy bym nie tknął dziecka!
- Co pan robił dnia dwudziestego dziewiątego lutego tego roku?
- Co ja robiłem?  Około siódmej rano wstałem,  zjadłem i...
- A w skrócie? Niech pan spojrzy na mnie i odpowie. - jak kazał,  tak zrobiłem.
- Całe przedpołudnie bawiłem się z moją córką. Około godziny czternastej chłopak przyjechał do mnie. Na początku graliśmy w gry,  a wieczorem oglądaliśmy film.  Tyle.
- A gdzie spał?  - funkcjonariusz wyjął z kieszeni długopis i zaczął wszystko notować.
- W moim łóżku,  ale ja spałem na podłodze!
- Ja znam inną wersję. - skończył notować.
- Słucham...
- Spał pan z nim w jednym łóżku, a w nocy zaczął pan chłopaka dotykać.
- CO?! - wstałem i od razu tego pożałowałem. Kiedy tylko moje nogi się wyprostowały, przy mnie pojawili się funkcjonariusze i natychmiast brutalnie posadzili mnie na krześle.  Jeden z nich wyjął kajdanki i ponownie byłem skuty. - Przecież mówiłem już panu kilka razy... Nie zrobiłem tego!  Chłopak spał w moim łóżku,  a ja spałem na podłodze. - zacząłem spokojnie. - Nie dotykałem go!
- Oj chyba tutaj sobie posiedzimy... - mruknął mężczyzna.
- Rozkujcie mnie... Nie jestem jakimś bandytą, czy co! Ostatni raz powtórzę: nic temu chłopakowi nie zrobiłem! - usłyszałem,  jak ktoś wchodzi do pokoju.  Cicha wymiana zdań z policjantami i po chwili przede mną stanęła kobieta. Nachyliła się nad policjantem i powiedziała mu coś do ucha. Po paru minutach wyprostowała się i wyszła.
- Spiszę pańskie zeznania i będzie pan wolny. Ktoś wpłacił za pana kaucję. A więc tak: pan nadal utrzymuje,  że jest niewinny? - Kto mógł to zrobić?  Chwila moment... Kate?
- Jak najbardziej. - znowu zaczął pisać.
- Nie sypiał pan z chłopcem w jednym łóżku?
- Oczywiście że nie.  Spałem na materacu obok łóżka.
- Zauważył pan dziwne zachowanie chłopaka?
- Raczej jego matki. Na siłę chciała wpakować Gavina do mojego łoża. Widziałem, że chłopak tego nie chciał. Tak było za każdym razem,  kiedy rodzina Arvizów odwiedzała moją posiadłość.  To wszystko. Mogę już wyjść? - policjant wstał i zdjął kajdanki.
- Jest pan wolny. - mruknął.
Wychodząc z posterunku policji zauważyłem moją kobietę. Stała przy czarnej limuzynie. Bez słowa podeszła do mnie i mocno przytuliła.
- Cześć mała. - uśmiechnąłem się. - Tęskniłem za Tobą,  wiesz? Kocham Cię... - przycisnąłem ją bardzo mocno. - Nie płacz... - mruknąłem, słysząc znajome pociągie noskiem. - Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.


*****


Przepraszam za... Takiego zapychacza xd 

czwartek, 24 marca 2016

One More Chance Prolog.


Witajcie!  Na początku chcę Was zaprosić na trailer zrobiony przez Maggie ze Zwiastunowej Wyspy! :) Mam nadzieję, że się spodoba.
A teraz zapraszam na krótki prolog ;) Mam nadzieję,  że się spodoba.
*****
Jak to jest? Niewinny człowiek oskarżony o molestowanie nieletniego. W głowie się nie mieści,  prawda?  Człowiek, który zawsze walczył o dobro innych,  który pomagał... Jakie to uczucie?  Nikt nie wie... Prawie nikt. 
Jedna osoba. Gwiazda. Ikona.  Król. Ja.
- Ale panowie!  Tak nie można! - poczułem,  jak kajdanki  zaciskają się na moich przegubach.- Oszaleliście! Nic nie zrobiłem! - stałem w korytarzu. Zostałem przyparty do ściany.  Czułem się upokorzony.  W swoim własnym domu... Na oczach własnego dziecka... Jak mogli?!
- To, czy to zrobiłeś,  czy nie,  to wyjaśnimy później - nawet nie pamiętam, kiedy przeszłem z policjantami na "Ty..." -  a teraz idziemy do radiowozu. - w końcu "odkleili" mnie od ściany i ruszyliśmy w stronę wyjścia. 
- Chwila moment!  Moje dziecko! Nie mogę jej zostawić samej! - stanąłem. Kątem oka zauważyłem,  jak mała stała w drzwiach swojego pokoju.  Po chwili usłyszałem kroczki i poczułem jak ktoś przytula się do mojej nogi. Usłyszałem głośny płacz. Charlie najwyraźniej czuła, że dzieje się coś złego. Poruszyłem lekko nogą, ale córeczka nie chciała jej puścić. Spojrzałem na funkcjonariuszy. Wydawali się nieco zakłopotani sytuacją. - Rozkujcie mnie. Proszę.  Uspokoję ją,  zadzwonię po kogoś, kto się nią zajmie. - mężczyźni popatrzyli na siebie. Jeden coś mruknął, a drugi przytaknął i zdjął mi kajdanki. Od razu wziąłem dziecko na ramiona. Mała nie przestawała płakać. - Zgadnij,  kto jutro przyjedzie! - próbowałem ją rozweselić,  ale nic z tego. - Kochanie... - zacząłem głaskać ją po główce. - zadzwonimy do babci! - mówiłem z udawanym entuzjazmem. Mała spojrzała się na mnie tymi swoimi czarnymi oczkami. Zacząłem dłonią wycierać łezki. - No... uśmiechnij się. Chodź. Zadzwonimy do babci. - mówiąc to udałem się do kuchni,  gdzie miałem podłączony telefon.  Wraz ze mną  poszli i funkcjonariusze. - Babcia przyjedzie.  Pobawisz się z małym Alim, a tatuś będzie musiał na chwilę pojechać do miasta. - dziecko wreszcie przestało płakać. 
- Po cio?
- Muszę coś załatwić, ale wrócę. Obiecuję. - powiedziałem stawiając Charlie na podłodze. Wziąłem telefon i wybrałem numer Miszy. Po chwili oczekiwania usłyszałem znajomy głos.
- Halo?
- Z tej strony Michael. Mogłabyś przyjechać do Nibylandii? 
- A co?  Nie umiesz zająć się własnym dzieckiem? - " Kochana mamuśka" pomyślałem. - Posłuchaj. Muszę jechać na komisariat,  a nie mam z kim zostawić małej...
- A co przeskrobałeś?! - Wtrąciła się.
- Przyjedziesz,  czy nie?
- Będę za pół godziny. - rozłączyła się. Jakoś  nigdy nie mogłem się przekonać do tej kobiety... Kiedy pierwszy raz ją spotkałem była bardzo uprzejma i miła, ale czułem,  że pała do mnie nienawiścią.  Co ja jej zrobiłem? 
Z tych rozmyślań wyrwał mnie potężny huk.  Usłyszałem głośne przekleństwa jednego z funkcjonariuszy.
- Ślepa jesteś?!  Widziałaś,  że tędy idę!  Ty...
- To jest jeszcze dziecko! - Krzyknąłem wychodząc z kuchni. Mężczyzna leżał, jak długi na podłodze. Wstał, spojrzał się na mnie i bąknął coś pod nosem. Coś w stylu "pedofil."
- Coś Pan mówił do mnie? 
- Nic nic. Musimy już jechać.
- Teraz,  to musimy poczekać na opiekunkę dla dziecka. - minąłem mężczyznę. Ten ponownie mruknął "pedofil." Nie wytrzymałem.
- NIECH PAN W KOŃCU PRZESTANIE! - usłyszałem dziwny dźwięk.  Czyżby ten mężczyzna zaczął się śmiać?! - Czy ja Pana obrażam, czy co?! TO NIE JEST KURWA ŚMIESZNE! - jeszcze chwila i mu przywalę... Spokojnie Michael... Nie denerwuj się... Wszystko będzie dobrze...  - Co się dzieje? - Usłyszałem głos Miszy.
- Pani mąż jest aresztowany.
- To nie jest mój mąż. - Kobieta podeszła do dziecka. Była ubrana w długą turkusową sukienkę,  która zdecydowanie nie pasowała do wieku Miszy.  Długie,  czarne włosy luźno spadały na odkryte ramiona.
- Gdzie masz małego?  - zapytałem.
- Został z koleżanką. - mruknęła biorąc moje dziecko na ręce.
- To co?  Idziemy?  - Poczułem,  jak kajdanki ponownie zaciskają się na moich przegubach. Już miałem wychodzić,  kiedy przypomniałem sobie o czymś ważnym.
- Poczekajcie. Misza. Ona jutro wróci.  O czternastej będziesz musiała ją odebrać z lotniska. - Powiedziałem i wraz z dwoma mężczyznami opuściłem dom.
*****
KRÓTKI,  ALE JEST! XD Tęskniłam za Wami xd
Kiedy będzie nowa notka?  Sama nie wiem...
Ps: wolicie,  jak pisałam w formie 3 osobowej,  czy tak,  jak teraz?  :)

sobota, 20 lutego 2016

Ważne!

Witajcie.
Dowiedziałam się,  że mojej koleżanki synek choruje na raka. Chłopiec ma na imię Franek. Nie ma roku, a to cholerstwo zaatakowało jego oczka.
Można przy wypisywaniu rozliczeń dać 1% na Frania.
Ps notka pojawi się dopiero na początku marca,  ponieważ czekam na trailer.

środa, 10 lutego 2016

Witajcie.

Hej. :)
Ten blog jest kontynuacją Loving You, Zaskoczyłam Was, co nie? :) I jeszcze nieraz to zrobię. Obiecuję.
Co do epilogu LY... Troszkę tam nakłamałam, tak troszeczkę. Nie mam zamiaru (narazie) przestać pisać. Jak widzicie w tle bloga jest Kate. Ale jak to? Przecież Ona nie żyje! Otóż... z czasem w rozdziałach Wam wytłumaczę wszystko po kolei. Mam nadzieję, ze nie będziecie na mnie źli, a wręcz ucieszycie się, ze jest tak, a nie inaczej.
Od razu pragnę Was uprzedzić, że na tym blogu Michael nie będzie Aniołkiem, nie zdziwcie się, jeśli będzie ostro przeklinał. Jakoś nie wierzę, by przez całe swoje życie nie wypowiedział ani jednego przekleństwa. Michael jest tylko człowiekiem. Nie życzę sobie komentarzy typu- Michael by tak ne powiedział/ zrobił. To jest tylko fanfiction...
 Zdjęcie Michaela z 2005 roku też jest specjalnie dodane. Pamiętacie Gavina? No właśnie... Jakoś chciałam przemilczeć aresztowanie itp, ale chcę Wam w miarę możliwości przybliżyć odczucia Michaela. Myślę, że mi się uda, tymbardziej, że będę pisała w pierwszej osobie.
Temat leków też nie będzie tutaj ominięty i mam nadzieję, że zrozumiecie, dlaczego Michael czasem zachowuje się zbyt agresywnie.
Co do Paris. Chcę aby sprawa była tutaj jasna. Narazie jej rola będzie ograniczona. Będzie się pojawiała co paręnaście notek, bo pomiędzy LY, a tym blogiem są prawie trzy lata przerwy, także teraz Paris ma 19 lat i z góry zakładam, że studiuje w innym mieście.
Max i Junior. Jak można się domyśleć Max studiuje tam, gdzie Paris, natomiast sprawę małego muszę jeszcze przemyśleć (wyobrażacie sobie Michaela jako potencjalnego dziadka? Czterdziestotrzyletniego dziadka? XD Bo ja nie, no ale kto wie....)
Mała Charlie. Otóż tutaj ma trzy latka i jest strasznym wstydzioszkiem i gadułą. Potrafi przegadać niejedną dorosłą osobę.
Tytuł opowiadania- One More Chance.
To chyba tyle z mojej strony. :)
A i do osób, które znają moje imię itp- nie chcę  aby tutaj było ono używane ok? :) 




EDIT. DN 24 MARCA 2016
Wprowadzam małe zmiany w fabule! Aresztowanie będzie.  Chcę Wam na maxa pokazać odczucia   MJ'a, a i co do Charlie to trochę obniżę jej wiek do  dwa i pół roku/ trzy lata. 
Co do notki.  Czekam na trailer i nieco odświeżony szablon. Napewno do maja nic się nie pojawi. Matura to nie jest bzdura,  a w dodatku muszę poprawić matematyke (grrr....)